jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

niedziela, 30 listopada 2014

Sukces okupiony bólem - XI Maraton Komandosa

Uwaga! Artykuł zawiera zdjęcia "drastyczne", które mogą wywołać uczucie dyskomfortu.

XI Maraton Komandosa już za nami. W tym roku wcale nie było łatwiej niż rok temu. Do ciężaru plecaka można powiedzieć, że już przywykłam, ale do butów taktycznych moje stopy chyba nigdy się nie przyzwyczają... Pogoda, jak na końcówkę listopada nie najgorsza, choć było dość mroźno.
Początek maratonu był całkiem dobry. Przez pierwsze 10 kilometrów byłam w stanie "biec" w swoim tempie. Niestety na połówce pierwszego okrążenia nie tylko stopy zaczęły dawać o sobie znać, ale także biodra. A w zasadzie jakiś mięsień między pośladkiem a plecami, który powodował (i powoduje) ból całej nogi. Nie zwracając na to uwagi biegłam przed siebie - byle do mety:)

przed startem
Nie wiem czy moja kondycja jest taka słaba czy w tym roku była taka mocna ekipa, ale większość osób poszła do przodu, część została gdzieś z tyłu, a ja niemal 3/4 maratonu przebiegłam nie spotykając na trasie innych zawodników. Nie było łatwo, ale biega się nie tylko nogami. Cały czas miałam w głowie hasło, które kiedyś usłyszałam od trenera na siłowni - kiedy mu powiedziałam, że już nie mogę, usłyszałam: "jest tylko jeden dzień, w którym nic nie możesz - wczoraj". Kolejnym motywatorem była odznaka MK z ilością ukończonych maratonów, którą kupił dla mnie mój brat jeszcze przed startem. Nie miałam wyjścia, choćby na kolanach, ale musiałam ukończyć bieg przed upływem limitu czasu.

Pierwsze okrążenie pokonałam w czasie 03:14:49. Tutaj muszę podziękować za kilka łyków herbaty, które troszeczkę ogrzały mój zmarznięty izotonikiem brzuszek. Z pomocą "przyszła" również tabletka przeciwbólowa:D

przygotowania do maratonu, ostatecznie do plecaka trafił obciążnik 7kg
Drugie okrążenie wydawało mi się dużo łatwiejsze od pierwszego. Na pewno środki przeciwbólowe robił swoje, ale także świadomość, że nie jest to 5km, lecz 26km w jakiś sposób mnie motywowało.
W połowie drugiego okrążenia byłam w stanie już tylko maszerować, jednak utrzymując tempo wiedziałam, że uda mi się dotrzeć do mety przed końcem limitu czasu. Z każdym kolejnym kilometrem coraz bardziej zamarzał mi napój izotoniczny. Na ostatnich kilometrach zostało już go niewiele i za każdym razem kiedy chciałam się napić musiałam najpierw roztopić kryształki lodu w ustach. Podobnie wyglądała sytuacja z batonami - jakoś "dziwnie" były bardzo twarde;)
Przekraczając linię mety nic dla mnie się nie liczyło - nie ważny był ból, nie ważne miejsce. Ważne, że w głowie działo się niebo, że pokonałam własne słabości, że się nie poddałam, że ukończyłam maraton.
w porównaniu z poprzednim rokiem to i kilka innych odcisków to pikuś
(Tak dla porównania zeszłoroczne rany poniżej)
tu już było dobrze - mogłam już chodzić
Ostatecznie poszło mi troszeczkę gorzej niż rok temu. Dystans 42,195 km pokonałam w czasie 06:47:14 zajmując 415 miejsce w kategorii OPEN i 20 w kategorii KOBIETY. Jednak biorąc pod uwagę, że z roku na rok jest nas coraz więcej i tak jestem z siebie zadowolona. Teraz tylko trzeba dojść do siebie:)
szczęśliwa na mecie:)
Co prawda nie wyśnił mi się mój sen i nie przebiegłam maratonu w 4h, jednak ukończenie XI MK pozwoliło mi zdobyć Wielki Lubliniecki Szlem Biegowy. W porównaniu z poprzednim rokiem ogólny rezultat jest dużo lepszy:) Wyniki Wielkiego Lublinieckiego Szlema Biegowego z 2013 r. to:
Msc Nazwisko i imię rocznik Kraj Katorżnik Nóż Komandosa Maraton Komandosa SUMA
1 JAGUSIAK EWA 85 POL 03:08:33 00:40:10 06:46:03 10:34:46

W tym roku: (odpowiednio czasy kolejnych biegów: Katorżnik/Nóż Komandosa/Maraton Komandosa/Suma)

Jagusiak Ewa OSP Kamienica Polska PL 02:37:33 / 00:31:40 / 06:47:14 / 09:56:27

Podczas rozdania dyplomów
Gratuluję wszystkim, którzy zmierzyli się z wyzwaniem:)

niedziela, 23 listopada 2014

Maraton Komandosa w 4h?

Podobno jak się czegoś mocno pragnie to to się spełnia...
Już za 6 dni stanę na starcie XI MK, a póki co biega głowa. Pozytywne nastawienie jest równie ważne jak kondycja fizyczna. U mnie działa to do tego stopnia, że taktykę opracowuję w czasie snu. Ostatnio śniło mi się, że biegnę maraton. Początek był całkiem łatwy, jednak po kilku kilometrach zorientowałam się ze jestem do niego w ogóle nieprzygotowana. Gdzie mój napój izotoniczny? Czy mój plecak jest o odpowiedniej wadze? Do tego przystanek na ciastki... Gdzieś na trasie maratonu stał sobie domek (zupełnie jak chatka Baby Jagi), gdzie biegacze mięli przystanek. A w środku miła pani częstowała ciastem. Zupełnie nie na rękę było mi to ciasto, więc pomogłam je tylko zanieść na stół i pobiegłam dalej -  w głowie miałam tylko jedną myśl "dobiec do czołówki". Niestety we śnie nie biega się za szybko. Do tego na moment pogubiłam się na trasie, a kiedy odnalazłam kierunek okazało się ze jestem w połowie. Najlepszych biegaczy miałam w zasięgu wzroku - zaczynali drugie okrążenie po nawrocie na agrafce. Dystans 21km pokonałam w niecałe 2h co dodało mi siły do dalszej walki. Niestety (co było bardzo denerwujące) mimo iż deptałam rywalom po piętach nie mogłam ich wyprzedzić. Nie wiem jednak jak zakończył się ten maraton, bo w tym miejscu sen mi się urwał... ciąg dalszy nastąpi w najbliższą sobotę:) Jednak jedno jest pewne:


sobota, 22 listopada 2014

Dieta...

A zatem stało się... czas zrobić porządek z nawykami żywieniowymi. Dieta... w sumie co to takiego? Jak dla mnie nawyki żywieniowe i nic poza tym. Nie uznaje jakiś dziwnych diet typu "schudnij w 2 tygodnie", a potem patrz na efekt jojo. Dla mnie albo się je regularnie, albo nie i raz się pochłania wszystko jak leci, a następnie w "cudowny" sposób zrzuca się zbędne kilogramy "dietą cud - schudnij w miesiąc". Nigdy żadnej "cudownej" diety nie stosowałam. Ot tak czymś żywić się trzeba oczywiście w granicach rozsądku. Jak słyszałam, że ktoś czegoś nie je bo jest na diecie to mnie skręcało. Rozumiem nie jeść czegoś, bo się czegoś nie lubi, ale żeby odmawiać sobie przyjemności dla zasady to przesada. Pamiętam, że nigdy za specjalnie nie lubiłam wędliny, a w liceum objadałam się kanapkami z pasztetem i chipsami...do tego ważyłam 48kg... oczywiście nie opychałam się chipsami i innymi przekąskami przez cały dzień. Jadłam 5 razy dziennie, a ostatni posiłek był o godz. 18-19.
Z wiekiem jednak nabiera się ciałka (a myślałam, że te opowieści o zwalniającym metabolizmie to fikcja). Trening robi swoje, ale nie ma co ukrywać odpowiednia dawka kalorii, witamin, węglowodanów i innych substancji to podstawa. Z natury nie jem wędlin (jak dla mnie smakują jak trawa - ohyda), za słodyczami nigdy nie przepadałam, chipsy również mogą nie istnieć...jak kilka innych produktów. Być może dzięki temu nigdy nie miałam problemów z wagą. Zawsze uważałam, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek - w końcu wszystko jest dla ludzi.
Niestety jestem serożercą-żółtożercą a co za tym idzie -  tłuszczyk, tłuszczyk i jeszcze raz tłuszczyk. Postanowiłam go zatem ograniczyć na rzecz innych produktów. Jednak czasy kiedy po szczypiorek i pomidorka chodziło się do ogródka już się skończyły. Dzisiaj naukowcy robią różne cuda z warzywami i nie tylko... a  "pomidor" z marketu nawet nie leżał koło pomidora. Coś jednak jeść trzeba. Ponieważ nie wystarczało mi ograniczenie "jemy do godziny 18" musiałam pomyśleć o co wzbogacić, bądź ograniczyć dietę, żeby wszystko grało jak trzeba. Niestety (albo stety) nie dla mnie cudowne diety z całym rozkładem co zjeść, o której godzinie. Po prostu postanowiłam ograniczyć "tłuste" produkty na rzecz bardziej "zdrowych". I tym sposobem moje kolacje ostatnio wyglądają tak:

lub tak:


ponieważ:


a wszytko po to żeby osiągnąć cel:

wtorek, 18 listopada 2014

A po treningu jemy ciastki, czyli przygotowania do XI Maratonu Komandosa

XI Maraton Komandosa już niebawem. A tymczasem trzeba treningować, żeby się do niego odpowiednio przygotować. Jesienno-zimowa pogoda niby nie najgorsza jak na listopad, jednak nie najlepsza dla zdrowia. Z małymi kłopotami wracam pomalutku do formy:)


a po treningu....

... jemy ciastki;)
W tym roku na liście startowej mamy 25 pań, z czego aż 4 kandydatki do zdobycia Wielkiego Lublinieckiego Szlema Biegowego. Mam nadzieję, że uda mi się ukończyć MK. Buty mam już rozchodzone, więc może nie będzie najgorzej:)

sobota, 1 listopada 2014

Przegląd prasy

Taki tam wywiad dla lokalnego biuletynu;) Aby przeczytać artykuł bez wytężania wzroku, najedź myszką na zdjęcie, kliknij prawy przycisk myszy, a następnie "pokaż obrazek". Przyjemnej lektury:)