jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

poniedziałek, 30 listopada 2015

No excuses - Wielki Szlem zdobyty:)

Czas nadrobić blogowe zaległości. Ponieważ na relacje z XIX Biegu o Nóż Komandosa zabrakło mi weny, postanowiłam napisać jedną dużą relację ze zdobycia Wielkiego Lublinieckiego Szlema Biegowego. 
Sezon biegowy uważam za zamknięty, natomiast sezon na gorącą herbatkę i kocyk oficjalnie uważam za otwarty:) nie tylko ze względu na pogodę, ale przede wszystkim ze względu na regenerację po XII MK.

Po październikowym BONK-u i zdartych piętach postanowiłam zainwestować w nowe buty. Ale od początku. W tym roku trasa Biegu o Nóż Komandosa nie była zbyt łatwa. Podobnie jak dwa lata temu i tym razem podbieg pod "górę śmierci" trzeba było pokonać dwa razy. "Góra śmierci" to nic innego jak piaszczysty dość stromy podbieg, który daje nieźle popalić. To trochę jak bieganie po wydmach - chcesz szybciej pobiec do przodu a tu nogi robią krok do tyłu. Poza tym trasa nie była większym zaskoczeniem. Nie do końca byłam zadowolona z wyniku, jednak pobiegłam na miarę swoich możliwości tego dnia. Z roku na rok startujących jest coraz więcej, więc i konkurencja jest większa. Czasami jest tak, że mimo lepszego czasu i tak zajmujesz dalszą pozycję niż w poprzedniej edycji biegu. Ale przecież "celem nie jest bycie lepszym od kogoś innego, lecz bycie lepszym od tego, kim samemu było się wcześniej". 

przygotowania do startu
Ostatecznie udało mi się pokonać 5km trasę w czasie 00:37:18 co dało mi 36 miejsce (na 58) oraz 1 miejsce w swojej kategorii mundurowej wśród kobiet. Nie obyło się jednak bez ran bajowych. Kochane Magnumki po raz kolejny dały mi popalić i to nawet na tak krótkiej trasie. Co prawda nie nabawiłam się ran jak po poprzedniej edycji Maratonu Komandosa, jednak do auta doszłam w samych skarpetach...
Daleko jeszcze?
Podziękowania dla Beblaka, który występował w podwójnej roli - osobistego szofera oraz fotografa (dzięki Ci za dobrze wyposażoną apteczkę - zapomniałam Ci odkupić opatrunki;P )

Zajęcia praktyczne z KPP
Po "zaliczeniu" Biegu o Nóż Komandosa (który jest jednocześnie Mistrzostwami Polski Służb Mundurowych w Crossie) do zdobycia Wielkiego Szlema pozostał tylko jeden bieg - Maraton Komandosa.
Przede wszystkim postanowiłam zainwestować w wygodne buty. A ponieważ "heroes wear haix" wybór padł na haix'y sportowo-taktyczne. Już po pierwszym założeniu wiedziałam, że zdadzą examin. Co prawda po 42km nabawiłam się odcisków na palcach, ale po takim dystansie i mając takie żwirki i muchomorki jak ja, można się nabawić odcisków nawet w wygodnych kapciach;) 
Kolejnym wyzwaniem był plecak - jak tu się spakować i W CO, żeby obowiązkowy ciężar 10kg na całej trasie biegu nie bardzo uprzykrzał samego biegu. Ostatecznie jednak postanowiłam spakować się w plecak, który towarzyszył mi w poprzednich edycjach MK. Z tym, że tym razem postanowiłam go podciągnąć na szelkach tak, aby był wyżej na plecach - dzięki temu pas biodrowy nie uciskał i nie "odcinał" mi nogi. Przydały się także treningi siłowe - dzięki wzmocnieniu mięśni barków oraz pleców ciężar wydawał się być zdecydowanie lżejszy, niż rok temu (chociaż w tym roku waga plecaka na starcie wynosiła 12,5kg, a na mecie 11kg - w roku poprzednim na starcie również ok.12kg ale na mecie już regulaminowe 10kg z hakiem). 
Stojąc na linii startu miałam dwa cichutkie marzenia - po pierwsze pokonać pierwsze okrążenie w czasie poniżej 3godzin i drugie ukończyć maraton poniżej 6godzin. Wiedziałam, że nie będzie łatwo, ale nie miałam nic do stracenia. 

gdzieś na trasie
Kryzys przyszedł już na pierwszym okrążeniu. Utrzymanie dobrego tempa nie było łatwe, a ukończenie pierwszego okrążenia to dopiero połowa sukcesu. Musiałam tak rozłożyć siły żeby starczyły do końca maratonu. Około połowy pierwszego okrążenia zaczęły dokuczać mi biodra i byłam pełna obaw czy dam radę utrzymać tempo. Wiedziałam jednak, że najbliżsi trzymają za mnie kciuki:) Zupełnie nie zwracałam uwagi na czas oraz kilometraż - po 12 kilometrze nagle pojawiła się przede mną tabliczka z 14km. W jakiś sposób to też dopingowało. Jednak największym motywatorem była gorąca herbata na półmetku. 21kilometrów udało mi się pokonać w czasie 02:56:39. Radość ze złamania bariery 3h uwolniła endorfinki. Po krótkiej przerwie byłam gotowa na pokonanie drugiego okrążenia. Po przerwie przestały dokuczać biodra co jeszcze bardziej mnie zmotywowało do wysiłku. 


please wait - energy loading

Niestety na drugim okrążeniu "odezwało się" lewe kolano. Zignorowałam je na ile mogłam - szkoda by było odpaść tak blisko mety, z drugiej strony bariera 6godzin bardzo kusiła. Około 38kilometra zupełnie znikąd pojawiły się koło mnie 3rywalki. Dwie byłam w stanie utrzymać na dystans, jednak Rosjance musiałam ustąpić miejsca. Ostatecznie bariery 6godzin nie udało mi się złamać. Mimo wszystko jestem bardzo zadowolona ze startu. Przede wszystkim po kryzysie na pierwszym okrążeniu, drugie kółko wydawało się banalne - pokonanie 21km w mniej niż 3h dawało komfort psychiczny - na pokonanie kolejnych 21km miałam aż 4godziny! Na metę wbiegłam po 6godzinach i 12minutach co dało mi 422 miejsce w kategorii OPEN i 31miejsce wśród KOBIET. W swojej kategorii mundurowej (straż pożarna) OPEN  zajęłam 15 pozycję i jednocześnie - jako jedyna kobieta strażak - 1 w swojej kategorii mundurowej wśród kobiet.

pamiątkowe zdjęcie po dekoracji
Podziękowania dla wszystkich, którzy mnie wspierali i we mnie wierzyli oraz dla Ghost'a za motywację na trasie:)

Gratulacje dla wszystkich, którzy ukończyli Maraton Komandosa, a w szczególności dla mojego brata, który ze względu na kontuzję dał mi w tym roku fory;) teraz tylko trzeba doprowadzić kolano i achillesa do porządku i można wracać do treningów:)

medal za ukończenie 12MK, trofeum za 1msc w kat.mundurowej i trofeum za Wielkiego Szlema:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz