jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

poniedziałek, 30 czerwca 2014

I Półmaraton Porajski - śmiać się czy płakać?

Półmaraton Porajski przeszedł już do historii i chyba przez długi czas pozostanie w pamięci. Szkoda tylko, że nie z tej pozytywnej strony. Kiedy pojawiła się informacja o I Półmaratonie Porajskim ucieszyłam się, że w końcu odbędzie się jakiś fajny, konkretny bieg w mojej okolicy. Plakaty, regulamin - wszystko ładnie jak się patrzy. Szkoda tylko, że w zderzeniu z rzeczywistością papier niewiele miał wspólnego. Na bieg zapisałam się już dawno i dokonałam wpłaty. Jakie jednak było moje zdziwienie kiedy odbierając pakiet startowy Pan ładnie mnie poinformował, że koszulki w rozmiarze M już nie ma. Tak jak koszulki w rozmiarze S. Otrzymałam zatem koszulkę L... pomijając już to - ot pamiątkowa koszulka może być za duża, przyda się do spania;)  ważne, że i tak jeszcze jakaś była.
przed startem - jeszcze pozytywne nastawienie
Moim celem nie był wynik, a powrót do treningów i w ogóle dobiegnięcie do mety, więc potraktowałam udział w półmaratonie jako dobrą zabawę. Jednak z dobrą zabawą miało to niewiele wspólnego. Po starcie nie było źle. Pierwsze kilometry uciekały, a wraz z nimi uciekała mi "czołówka". Punkt wodny na 6 km "dupy nie urywał", ale i tak nie było najgorzej. Pierwsze "złe wrażenie" pojawiło się ok. 9 km. Niewłaściwe oznakowanie trasy (a w zasadzie jego brak) spowodowało, że wszyscy uczestnicy znaleźli się na niewyłączonej z ruchu (dość ruchliwej) drodze publicznej. Tu niestety doszło do wypadku z udziałem uczestnika biegu (mam nadzieję, że ma się już dobrze). Kolejna "wtopa" organizatorów to drugi punkt z wodą, na którym... zabrakło wody. Dla odmiany na trzecim punkcie z wodą, woda co prawda była, ale zabrakło kubków... Rozumiem, że każdy uczestnik w jakiś sposób przygotowuje się do biegu, jednak jeśli organizator zapewnia punkty z wodą to zarówno wody, jak i kubków powinno wystarczyć dla każdego.
Oznakowanie 13 km też pozostawiało wiele do życzenia. Co niektórzy pogubili się na źle oznakowanej trasie, nadrabiając sporo drogi. Dzień przed zawodami przejechałam rowerem część trasy. Białe taśmy, które (jak się domyślam) miały wyznaczać trasę wisiały pozrywane tu i ówdzie. W dniu zawodów taśmy nadal wisiały tak jak dzień wcześniej. Trochę mnie to dziwi. W końcu ktoś z organizatorów musiał przejechać trasę imprezy choćby po to, żeby powbijać tabliczki z oznaczeniem kolejnych kilometrów. Zupełnie nie rozumiem dlaczego tego nie poprawiono.
Finish półmaratonu nie zatarł kiepskiego pierwszego wrażenia. Po przekroczeniu mety nie było nikogo z organizatorów. Rozumiem, że najlepsi ukończyli maraton godzinę przede mną jednak na mecie powinien ktoś czekać do czasu kiedy ostatni zawodnik przekroczy linię mety. Co prawda ktoś przez mikrofon wyczytywał kolejne "numery" przekraczające metę, a gdzieś tam z boku stał pan z wodą (o którą zresztą musiałam się upomnieć), ale po przekroczeniu mety miałam nie lada problem żeby namierzyć kogoś z organizatorów. A przecież każdy uczestnik półmaratonu otrzyma na mecie pamiątkowy medal... - więc pytam gdzie ten medal? a Pan przez mikrofon grzecznie informuje, że osoby, dla których zabrakło medali otrzymają je drogą pocztową w terminie późniejszym... to już był szczyt wszystkiego.
kilka minut po przekroczeniu mety
Szkoda, że pierwsza edycja Półmaratonu Porajskiego pozostawia niesmak. Mam nadzieję, że organizatorzy wyciągną wnioski i kolejną edycję (o ile taka będzie) przygotują jak należy. Mnie już raczej na starcie tego biegu nie zobaczą.

2 komentarze:

  1. Brawo Marchewka za pokonanie tylu kilometrów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki:) kolano nawet dało radę, ale przydałby się masaż bioder;)

    OdpowiedzUsuń