Na długo przed rowerowym tripem nad morze, pojechałam z chłopakami na rowerowy wypad z przygodami do Krakowa. Plan był taki - spędzić trzy dni w terenie, zahaczając o Ogrodzieniec i Pieskową Skałę, dotrzeć do Krakowa. Początek wyprawy był miły i przyjemny, chociaż niektóre podjazdy były dość ostre.
Bobolice |
Oczywiście jechaliśmy z mapą, a za opracowanie trasy odpowiedzialność spadła na Dawida. A ponieważ Dawid lubi wyzwania to zwiedziliśmy dość sporo terenów zielonych. Kiedy liczniki pokazywały nam, że już za chwilkę powinniśmy być u celu i padało pytanie "Dawid, daleko jeszcze?" słyszeliśmy odpowiedź: "Góra pół godziny". Co godzinę sytuacja się powtarzała;)
w drodze do Ogrodzieńca |
Pierwszą noc spędziliśmy na campingu w Ogrodzieńcu. Kolejny dzień to
przejazd do Pieskowej Skały gdzie czekał nas kolejny nocleg - tym razem w
starym młynie. Fantazja jednak trochę nas poniosła i chcąc zrobić sobie
skrót wylądowaliśmy na "końcu świata". Mieliśmy wybór albo zawrócić
ostro pod górę i znaleźć szlak albo przejść przez baaarrrdzzzooo gęsty
las. Oczywiście wybór padł na las. I mimo moich marudzeń był to dobry
wybór bo wyszliśmy... prosto na polanę przy starym młynie;)
radość z dotarcia do starego młynu;) którego tutaj niestety nie widać;) |
Ostatni dzień to przejazd z Pieskowej Skały do Krakowa.
Po wizycie pod Maczugą Herkulesa, ruszyliśmy w odwiedziny do Smoka Wawelskiego (przywitał nas ogniem).
Kraków wita |
Po odwiedzinach u smoka i krótkim
odpoczynku wskoczyliśmy w pociąg do Częstochowy. Zmęczenie trochę dawało
o sobie znać, ale wypad uważam za udany. Jak zwykle chylę czoła przed
chłopakami, że znosili moje babskie towarzystwo.
A gdyby ktoś pytał czy "daleko jeszcze?" to "góra pół godziny";)
w drodze do smoka |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz