jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

niedziela, 20 lipca 2014

Piekielna IX Dobrodzieńska Dycha

IX Dobrodzieńska Dycha chyba powinna zmienić nazwę na Piekielną Dychę i wcale nie chodzi o trudność trasy, a warunki pogodowe - w takich ekstremalnych warunkach jeszcze nie biegałam. Godzina 7:30 pobudka, śniadanie, pakowanie i godzinę później byliśmy już w drodze. Tym razem startowaliśmy w trójkę - mój brat, Alicja i ja. Odbiór pakietów startowych, krótka rozgrzewka i startujemy. Nikt z nas nie startował wcześniej w tym biegu i nie zapoznał się wcześniej z trasą, jednak stwierdziliśmy ze nie powinno być źle. W końcu to bieg uliczny, tylko 10km, więc teoretycznie powinno być w miarę lekko. Jednak nie było. Nie mam pojęcia ile stopni pokazywał termometr, ale człowiek się smażył jak kiełbaska na grillu.

nasza trójka przed startem
Ja jak to ja...  "kryzys" mam zawsze na początku nawet jeśli dobrze się rozgrzeje (chyba powinnam zmienić taktykę....). Maszyna rusza dopiero ok 5km. Kłucie w boku zmusiło mnie do marszu, ale na szczęście szybko mi przeszło. Pierwszy punkt z wodą (3km) i kurtyna wodna rozstawiona przez strażaków były jak zbawienie. Niestety żar z nieba powodował, że już na kolejnym kilometrze marzyłam o wskoczeniu do basenu z zimną wodą. Na szczęście wizja kolejnego punktu wodnego motywowała do dalszego biegu. Znajdował się on jednak na szczycie długiego podbiegu...
Podziwiam ludzi, którzy w taką pogodę są w stanie biec na maksimum własnych możliwości. Podziwiam "czołówkę" - wiem, że są to ludzie, którzy biegają nie od wczoraj, ale dają organizmowi mocno popalić.

tego chyba nie trzeba komentować
Po nawrotce na 6km było już z górki (w przenośni i dosłownie). Ostatni punkt z wodą na 8km i już tylko dwa kilometry do mety.... długie dwa kilometry...o czym myślę w takich momentach? O tym, że Justyna pokonuje morderczy podbieg na trasie zjazdowej Olimpia, więc ja dam radę dobiec do mety. Tym razem postanowiłam spróbować innej techniki biegania co pozwoliło mi zebrać sił i na ostatnich kilometrach troszeczkę przyspieszyć. Wyprzedzanie innych nie miało większego znaczenia - i tak biegłam już tylko po pietruszkę, ale chodziło o pokonanie własnych słabości, wykrzesanie sił i pobiegnięcie na miarę swoich możliwości.

"żeby wyglądać jak kociak, musisz się najpierw spocić jak świnia" ;)
Przebiegnięcie IX Dobrodzieńskiej Dychy zajęło mi 00:57:33 czyli o 4min i 10sekund gorzej niż Bieg Częstochowski, jednak jak na piekielne warunki pogodowe i tak jestem zadowolona z rezultatu. Wyniki: kategoria OPEN - 549/675, KOBIETY - 64/112, kategoria wiekowa K20 - 19/36.

z Alicją - odpoczynek po biegu
Gratki dla Alicji, która po raz kolejny dała się namówić na udział w zawodach:) 
Gratisem była biegowa opalenizna, która chyba będzie schodzić....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz