jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

niedziela, 1 grudnia 2013

Wielki Szlem zdobyty - X Maraton Komandosa 30.11.2013 r.

Po Katorżniku i Biegu o Nóż Komandosa przyszedł czas na Maraton Komandosa. Mój pierwszy maraton. Czy ostatni? Tego nie wiem. Póki co moje ciało musi dojść do siebie:) Według suuntacza nastąpi to za jakieś 114 godzin... Tyle pokazywał 4 godziny po biegu. Ale od początku:)
Po Katorżniku i Nożu Komandosa miałam szansę na ukończenie wielkiego lublinieckiego szlema biegowego, w skład którego wchodzi: Bieg Katorżnika, Bieg o Nóż Komandosa i Maraton Komandosa. A skoro ukończyłam już dwa pierwsze biegi to postanowiłam spróbować swych sił w maratonie. Bieg nie należy do łatwych - już sam dystans jest wyzwaniem (42,195 km), zwłaszcza jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z bieganiem. Dodając do tego limit czasowy 7godzin, pełne umundurowanie, buty wojskowe i plecak o wadze 10 kg na całej trasie - robi się jeszcze trudniej. Nogi mam w miarę mocne i o nie najmniej się martwiłam. Musiałam jednak wzmocnić plecy i ramiona. Dużo dały mi treningi siatkarskie (dzięki Pawłowi za trening siłowy - bez wątpienia się przydał).

około 20 kilometra
Ponieważ nie miałam żadnego doświadczenia w maratonach, nie spodziewałam się cudów. Moim celem było ukończenie maratonu i zmieszczenie się w limicie czasu. Trasa wiodła leśnymi ścieżkami oraz asfaltem. Dwa okrążenia po 21 km.

na trasie
Pierwsze okrążenie było w miarę łatwe. Niestety moje stopy, nie przyzwyczajone do butów wojskowych, dawały się we znaki. Około 10 km czułam, że mam już odciski. Wizja nóg po kolejnych 30 kilometrach zmusiła mnie do zatrzymania i oklejenia odcisków plastrami, co troszeczkę zmniejszyło ból. 21 kilometrów pokonałam w czasie 3:09:17 (415 miejsce). Na półmetku dostępna była kawa, herbata, napoje izotoniczne. Po kilku łykach gorącej herbaty, mój organizm trochę "odżył", więc nie było na co czekać. Trzeba było biec dalej. Drugie okrążenie zaczęło się łatwo. Przez pierwsze 5 km byłam w stanie truchtać. Wiedziałam, że jeśli chcę ukończyć maraton w czasie muszę się postarać. Liczyłam się z tym, że drugie okrążenie pójdzie mi wolniej. Z każdym kilometrem zmęczenie było większe. Poza tym plecy zaczynały dawać o sobie znać. Około 27km miałam ochotę pozbyć się ciężkiego plecaka. Z pomocą przyszedł... nurofen:) Nogi też pomału zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Zrezygnowałam więc z biegu i zaczęłam maszerować. Tempo około 10min na 1km okazało się dobre. Wiedziałam, że jestem ostatnia z dziewczyn, ale to się zupełnie dla mnie nie liczyło. Maraton to walka samym z sobą, z własnymi słabościami. Sprawdzian swoich możliwości. Sprawdzian, który uczy pokory. 

na mecie
Na pierwszym okrążeniu wiele osób mnie wyprzedzało. Na drugim ja wyprzedzałam osoby, które walczyły o każdy krok. Nie wszyscy startujący ukończyli maraton. Bardzo się cieszę, że udało mi się ukończyć bieg i zmieścić w czasie. Ostatecznie zajęłam 406 miejsce (19 wśród kobiet) z czasem 6:46:03 (już po rozdaniu dyplomów okazało się, że zajęłam 405 miejsce, ale nie ma to większego znaczenia). Byłam jedyną kobietą strażak biorącą udział w maratonie.

Pamiątkowy dyplom i statuetka X Maratonu Komandosa

trofeum za wielki szlem;P
Ukończenie Maratonu Komandosa pozwoliło mi zdobyć wielkiego szlema - jako jedynej kobiecie w tym roku. Nie było łatwo, ale sukces cieszy. Teraz tylko muszę dojść do siebie - niestety nogi odmawiają współpracy. Nie tylko zakwasy, ale także zdarte pięty i odciski na palcach powodują, że ruszam się jak mucha w smole (delikatnie mówiąc). Mniej dają się we znaki plecy, chociaż to one najbardziej dokuczały w czasie maratonu.

Kolejny cel? Jeszcze nie myślę. Póki co to: odpoczynek, odpoczynek, odpoczynek:)

6 komentarzy:

  1. Gratulacje Ewcia! Fenomenalny wyczyn. Zuch dziewczyna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie jesteś Wielka

    OdpowiedzUsuń
  3. Gratki Gratki Gratki ;-) P.N.

    OdpowiedzUsuń
  4. Dzięki wszystkim za wsparcie i trzymanie kciuków:) wybaczcie, że dopiero teraz, ale musiałam dojść do siebie;) pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  5. Gratulacje! Właśnie poczytałem o tym biegu i mam już nowe "postanowienie noworoczne"!

    OdpowiedzUsuń
  6. Dziękuję:) osobiście od razu po maratonie pomyślałam "nigdy więcej", jednak z perspektywy czasu myślę, że spróbuję swych sił i w tym roku, jeśli nic nie stanie na przeszkodzie:) Odwiedziłam Pana stronę - podziwiam. Ja dopiero swoją przygodę z bieganiem zaczynam. Życzę zadowolenia z realizacji "postanowienia noworocznego" i być może do zobaczenia na linii startu:)

    OdpowiedzUsuń