jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

sobota, 1 lutego 2014

Przenieść "cukierek Wichra"

Zapisy do Biegu Pogrom Wichra zakończone. Walka o miejsce na liście startowej trwała nieco dłużej niż w przypadku Biegu Katorżnika, ale już po niespełna godzinie limit miejsc został wyczerpany. Ponieważ moje szaleństwo nie zna granic - oczywiście udało mi się załapać na listę startową:) znajomi pytają czy nie mogę wystartować w "jakimś normalnym biegu jak normalny człowiek"? Otóż nie mogę. Nie wiem jaki to jest "normalny bieg" i "normalny człowiek". Jak dla mnie każda impreza sportowa jest wyjątkowa, a każdy człowiek biorący udział w takiej imprezie jest człowiekiem z pasją, który chce coś z sobą począć, coś dla siebie zrobić i czerpać z tego radość. Cała frajda polega na pokonywaniu swoich słabości w sposób jaki nam najbardziej odpowiada:) a że chodzenie po bagnach wciąga to już inna sprawa;)
Pogrom Wichra odbędzie się tydzień po Biegu Katorżnika czyli 23 sierpnia 2014 r. Specyfika biegu podobna do Katorżnika, z tą różnicą, że startujący w Pogromie Wichra otrzymają "cukierek Wichra", który trzeba donieść od startu do mety. Nie mam pojęcia czym jest ów "cukierek", ale mam nadzieję, że go nie zgubię podczas walki z błotem;)

wtorek, 21 stycznia 2014

Pogrom Wichra

Biegów podobnych do Biegu Katorżnika jest dość sporo. W tym roku rusza pierwsza edycja biegu Runmageddon. Impreza odbędzie się 13 kwietnia 2014 r. w Warszawie. Bieg zapowiada się ciekawie. Tym bardziej, że nie wiadomo czego można się spodziewać. Niby organizator informuje jakie atrakcje szykuje na trasie, ale to nie zastąpi doświadczenia związanego z udziałem w biegu. Zatem chyba odpuszczę i sprytnie poczekam na pierwsze relacje i wrażenia:) 
Tydzień po Katorżniku szykuje się jednak kolejna błotna impreza. Tym razem czwarta edycja Pogromu Wichra w Oleśnicy. Zapisy do tego biegu ruszają 1 lutego 2014 r. w samo południe. Limit miejsc to 150 osób, zatem niewiele. Kto chce wystartować musi się pospieszyć. Osobiście nigdy nie brałam udziału w tym biegu, ale spodziewam się podobnej sytuacji jak podczas zapisów na Katorżnika. Kto pierwszy ten lepszy. Do tej imprezy się przymierzam, ale czy uda mi się załapać na listę startową - czas pokaże.

czwartek, 16 stycznia 2014

Przygotowania do Katorżnika

Długo wyczekiwane zapisy do Biegu Katorżnika praktycznie już zakończone. Bieg cieszy się tak dużym powodzeniem, że już 15 minut po rozpoczęciu zapisów limit miejsc został wyczerpany (a przynajmniej w kategorii open mężczyzn). Może dziwić fakt, jak dużo ludzi chce "przebiec" ok 10km po błocie, rowach melioracyjnych, zaroślach i innych przeszkodach, w dodatku za to płacząc. Ma to jednak swój specyficzny klimat. Bieg Katorżnika daje popalić (chyba) jak żaden inny bieg. Wynika to z jego specyfiki - nie jest to typowy bieg uliczny czy przełajowy. To niesamowity sprawdzian własnego charakteru.
W roku poprzednim postanowiłam spróbować swych sił w tym biegu trochę dla zabawy, trochę po to, aby mieć motywacje w końcu ruszyć się z miejsca i zacząć coś z sobą robić. W tym roku mam zamiar dać z siebie wszystko. Przygotowania do biegu już ruszyły. Nie zawsze udaje mi się zrealizować tygodniowy plan treningowy - nieraz muszę go zmodyfikować i zamiast na siłownie idę pobiegać, albo na odwrót. Niestety pogoda nie sprzyja zdrowiu. Moja ostatnia aktywność to podnoszenie kubka z gorącą herbatą i ciepły kocyk :), ale mam nadzieję, że za kilka dni będzie dużo lepiej i wrócę do treningów.
Numer startowy już jest:) teraz tylko trzeba się przyłożyć do budowania formy.

sobota, 4 stycznia 2014

Postanowienia noworoczne

Uff! Święta za nami, Sylwester za nami, czas żarłoctwa i lenistwa minął - czas zacząć pracę nad formą:) Plany treningowe na najbliższe tygodnie są dość intensywne. Ciekawe ile z nich uda mi się wykonać? A pracy jest dużo. W tym roku stawiam na wyniki, a nie jak w roku poprzednim na "przetrwanie". Już 15 stycznia o godzinie 19 ruszają zapisy do X Biegu Katorżnika. Bieg jubileuszowy, więc powinno być ciekawie. Wyniki z roku poprzedniego niby niezłe, ale zawsze mogą być jeszcze lepsze. 
Ponieważ "choinka" przyniosła mi gadżet do mojego suuntacza (Foot POD Mini) jest to kolejny motywator:)

suunto - zestaw do biegania:)
Urządzenie sprawdza się świetnie - bieganie stało się przyjemniejsze. Dzięki niemu i aplikacji Movescount mogę zaplanować trening, zapisywać wyniki, porównywać itd. Do aplikacji trzeba się przyzwyczaić, ale daje wiele możliwości.

(jeszcze nie do końca opanowałam udostępnianie aktywności)

Do postanowień noworocznych dorzuciłam siłownie. Pierwsze "koty" już za mną i muszę przyznać, że było na prawdę fajnie. Siłownia nigdy nie kojarzyła mi się z przyjemnym treningiem - ot, dużo ludzi w jednym miejscu, sprzęt, z którym nie wiadomo co zrobić i brak świeżego powietrza. A bieżnie i rower zdecydowanie wolę na świeżym powietrzu niż w pomieszczeniu. Co prawda siłownie na świeżym powietrzu pojawiają się tu i ówdzie, ale w okresie zimowym zdecydowanie wolę ćwiczyć w ciepłym pomieszczeniu:) A i trening pod okiem trenera jest całkiem przyjemny;)

wtorek, 17 grudnia 2013

Otwarcie sezonu narciarskiego

Śniegu na horyzoncie mało, ale ponieważ święta za pasem postanowiłam poszukać św. Mikołaja. Udało mi się go znaleźć - za górami, za lasami, stoi sobie pod drzewami. Przy okazji poszukiwań Mikołaja nastąpiło otwarcie sezon narciarskiego:) pierwsze szusy uważam za udane - zważywszy na polską rzeczywistość i małą ilość śniegu, i tak warunki były niezłe.

w poszukiwaniu św. Mikołaja
Korzystając z okazji składam najserdeczniejsze życzenia dla wszystkich odwiedzających mojego bloga.
Zdrowych, spokojnych i rodzinnych Świąt Bożego Narodzenia oraz wszelkiej pomyślności
w Nowym 2014 Roku:)


piątek, 13 grudnia 2013

"Czasem trzeba długo iść żeby dojść do siebie"

Czasem trzeba długo siedzieć żeby móc wstać i iść. Po Maratonie Komandosa nogi delikatnie odmówiły mi posłuszeństwa :( i wcale nie chodzi o zakwasy. Niestety nie mam cudownych stóp i potrafią mnie obetrzeć nawet sandały. Magnumy były bardziej brutalne i zrobiły z mych stóp delikatny tatar;P (zresztą do tej pory mam fioletowe paznokcie, ale przynajmniej mogę założyć buty:) ). I choć umysł wysyłał sygnał "idź" - nogi go ignorowały. Nie miałam wyboru musiałam odpuścić treningi na dwa tygodnie. Cholernie długie dwa tygodnie. Już po kilku dniach czułam, że dostaję płaskodupia, ale cóż mogłam zrobić? Maści, smarowidła i powidła poszły w ruch, ale na zagojenie ran potrzeba czasu. Na szczęście już go trochę minęło i mogę powrócić na treningi:) Już się nie mogę doczekać. A tymczasem wspomnienia czasów studenckich:)

z pozdrowieniami dla "Leśnika"

niedziela, 1 grudnia 2013

Wielki Szlem zdobyty - X Maraton Komandosa 30.11.2013 r.

Po Katorżniku i Biegu o Nóż Komandosa przyszedł czas na Maraton Komandosa. Mój pierwszy maraton. Czy ostatni? Tego nie wiem. Póki co moje ciało musi dojść do siebie:) Według suuntacza nastąpi to za jakieś 114 godzin... Tyle pokazywał 4 godziny po biegu. Ale od początku:)
Po Katorżniku i Nożu Komandosa miałam szansę na ukończenie wielkiego lublinieckiego szlema biegowego, w skład którego wchodzi: Bieg Katorżnika, Bieg o Nóż Komandosa i Maraton Komandosa. A skoro ukończyłam już dwa pierwsze biegi to postanowiłam spróbować swych sił w maratonie. Bieg nie należy do łatwych - już sam dystans jest wyzwaniem (42,195 km), zwłaszcza jeśli ktoś dopiero zaczyna przygodę z bieganiem. Dodając do tego limit czasowy 7godzin, pełne umundurowanie, buty wojskowe i plecak o wadze 10 kg na całej trasie - robi się jeszcze trudniej. Nogi mam w miarę mocne i o nie najmniej się martwiłam. Musiałam jednak wzmocnić plecy i ramiona. Dużo dały mi treningi siatkarskie (dzięki Pawłowi za trening siłowy - bez wątpienia się przydał).

około 20 kilometra
Ponieważ nie miałam żadnego doświadczenia w maratonach, nie spodziewałam się cudów. Moim celem było ukończenie maratonu i zmieszczenie się w limicie czasu. Trasa wiodła leśnymi ścieżkami oraz asfaltem. Dwa okrążenia po 21 km.

na trasie
Pierwsze okrążenie było w miarę łatwe. Niestety moje stopy, nie przyzwyczajone do butów wojskowych, dawały się we znaki. Około 10 km czułam, że mam już odciski. Wizja nóg po kolejnych 30 kilometrach zmusiła mnie do zatrzymania i oklejenia odcisków plastrami, co troszeczkę zmniejszyło ból. 21 kilometrów pokonałam w czasie 3:09:17 (415 miejsce). Na półmetku dostępna była kawa, herbata, napoje izotoniczne. Po kilku łykach gorącej herbaty, mój organizm trochę "odżył", więc nie było na co czekać. Trzeba było biec dalej. Drugie okrążenie zaczęło się łatwo. Przez pierwsze 5 km byłam w stanie truchtać. Wiedziałam, że jeśli chcę ukończyć maraton w czasie muszę się postarać. Liczyłam się z tym, że drugie okrążenie pójdzie mi wolniej. Z każdym kilometrem zmęczenie było większe. Poza tym plecy zaczynały dawać o sobie znać. Około 27km miałam ochotę pozbyć się ciężkiego plecaka. Z pomocą przyszedł... nurofen:) Nogi też pomału zaczynały odmawiać posłuszeństwa. Zrezygnowałam więc z biegu i zaczęłam maszerować. Tempo około 10min na 1km okazało się dobre. Wiedziałam, że jestem ostatnia z dziewczyn, ale to się zupełnie dla mnie nie liczyło. Maraton to walka samym z sobą, z własnymi słabościami. Sprawdzian swoich możliwości. Sprawdzian, który uczy pokory. 

na mecie
Na pierwszym okrążeniu wiele osób mnie wyprzedzało. Na drugim ja wyprzedzałam osoby, które walczyły o każdy krok. Nie wszyscy startujący ukończyli maraton. Bardzo się cieszę, że udało mi się ukończyć bieg i zmieścić w czasie. Ostatecznie zajęłam 406 miejsce (19 wśród kobiet) z czasem 6:46:03 (już po rozdaniu dyplomów okazało się, że zajęłam 405 miejsce, ale nie ma to większego znaczenia). Byłam jedyną kobietą strażak biorącą udział w maratonie.

Pamiątkowy dyplom i statuetka X Maratonu Komandosa

trofeum za wielki szlem;P
Ukończenie Maratonu Komandosa pozwoliło mi zdobyć wielkiego szlema - jako jedynej kobiecie w tym roku. Nie było łatwo, ale sukces cieszy. Teraz tylko muszę dojść do siebie - niestety nogi odmawiają współpracy. Nie tylko zakwasy, ale także zdarte pięty i odciski na palcach powodują, że ruszam się jak mucha w smole (delikatnie mówiąc). Mniej dają się we znaki plecy, chociaż to one najbardziej dokuczały w czasie maratonu.

Kolejny cel? Jeszcze nie myślę. Póki co to: odpoczynek, odpoczynek, odpoczynek:)