jak daleko nogi poniosą...

jak daleko nogi poniosą...

wtorek, 23 grudnia 2014

Świąteczna dieta, czyli smaki z dzieciństwa

Tradycyjnie przed świętami zabieram się za pieczenie ciastek. Ponieważ nigdy nie pamiętam jak to trener mówił - ciastki przed czy po treningu, więc zawsze można je zjeść w trakcie;)
A zatem oto i są - prawdziwie kaloryczne, prawdziwie świątecznie, własnoręcznie klejone CIASTKI:)



Przepis na ciastki (jeszcze od babci):
1 kg mąki
1 op. śmietany
1 op. margaryny
1 szk cukru
4 żółtka
3 łyżeczki amoniaku

smacznego:)

niedziela, 30 listopada 2014

Sukces okupiony bólem - XI Maraton Komandosa

Uwaga! Artykuł zawiera zdjęcia "drastyczne", które mogą wywołać uczucie dyskomfortu.

XI Maraton Komandosa już za nami. W tym roku wcale nie było łatwiej niż rok temu. Do ciężaru plecaka można powiedzieć, że już przywykłam, ale do butów taktycznych moje stopy chyba nigdy się nie przyzwyczają... Pogoda, jak na końcówkę listopada nie najgorsza, choć było dość mroźno.
Początek maratonu był całkiem dobry. Przez pierwsze 10 kilometrów byłam w stanie "biec" w swoim tempie. Niestety na połówce pierwszego okrążenia nie tylko stopy zaczęły dawać o sobie znać, ale także biodra. A w zasadzie jakiś mięsień między pośladkiem a plecami, który powodował (i powoduje) ból całej nogi. Nie zwracając na to uwagi biegłam przed siebie - byle do mety:)

przed startem
Nie wiem czy moja kondycja jest taka słaba czy w tym roku była taka mocna ekipa, ale większość osób poszła do przodu, część została gdzieś z tyłu, a ja niemal 3/4 maratonu przebiegłam nie spotykając na trasie innych zawodników. Nie było łatwo, ale biega się nie tylko nogami. Cały czas miałam w głowie hasło, które kiedyś usłyszałam od trenera na siłowni - kiedy mu powiedziałam, że już nie mogę, usłyszałam: "jest tylko jeden dzień, w którym nic nie możesz - wczoraj". Kolejnym motywatorem była odznaka MK z ilością ukończonych maratonów, którą kupił dla mnie mój brat jeszcze przed startem. Nie miałam wyjścia, choćby na kolanach, ale musiałam ukończyć bieg przed upływem limitu czasu.

Pierwsze okrążenie pokonałam w czasie 03:14:49. Tutaj muszę podziękować za kilka łyków herbaty, które troszeczkę ogrzały mój zmarznięty izotonikiem brzuszek. Z pomocą "przyszła" również tabletka przeciwbólowa:D

przygotowania do maratonu, ostatecznie do plecaka trafił obciążnik 7kg
Drugie okrążenie wydawało mi się dużo łatwiejsze od pierwszego. Na pewno środki przeciwbólowe robił swoje, ale także świadomość, że nie jest to 5km, lecz 26km w jakiś sposób mnie motywowało.
W połowie drugiego okrążenia byłam w stanie już tylko maszerować, jednak utrzymując tempo wiedziałam, że uda mi się dotrzeć do mety przed końcem limitu czasu. Z każdym kolejnym kilometrem coraz bardziej zamarzał mi napój izotoniczny. Na ostatnich kilometrach zostało już go niewiele i za każdym razem kiedy chciałam się napić musiałam najpierw roztopić kryształki lodu w ustach. Podobnie wyglądała sytuacja z batonami - jakoś "dziwnie" były bardzo twarde;)
Przekraczając linię mety nic dla mnie się nie liczyło - nie ważny był ból, nie ważne miejsce. Ważne, że w głowie działo się niebo, że pokonałam własne słabości, że się nie poddałam, że ukończyłam maraton.
w porównaniu z poprzednim rokiem to i kilka innych odcisków to pikuś
(Tak dla porównania zeszłoroczne rany poniżej)
tu już było dobrze - mogłam już chodzić
Ostatecznie poszło mi troszeczkę gorzej niż rok temu. Dystans 42,195 km pokonałam w czasie 06:47:14 zajmując 415 miejsce w kategorii OPEN i 20 w kategorii KOBIETY. Jednak biorąc pod uwagę, że z roku na rok jest nas coraz więcej i tak jestem z siebie zadowolona. Teraz tylko trzeba dojść do siebie:)
szczęśliwa na mecie:)
Co prawda nie wyśnił mi się mój sen i nie przebiegłam maratonu w 4h, jednak ukończenie XI MK pozwoliło mi zdobyć Wielki Lubliniecki Szlem Biegowy. W porównaniu z poprzednim rokiem ogólny rezultat jest dużo lepszy:) Wyniki Wielkiego Lublinieckiego Szlema Biegowego z 2013 r. to:
Msc Nazwisko i imię rocznik Kraj Katorżnik Nóż Komandosa Maraton Komandosa SUMA
1 JAGUSIAK EWA 85 POL 03:08:33 00:40:10 06:46:03 10:34:46

W tym roku: (odpowiednio czasy kolejnych biegów: Katorżnik/Nóż Komandosa/Maraton Komandosa/Suma)

Jagusiak Ewa OSP Kamienica Polska PL 02:37:33 / 00:31:40 / 06:47:14 / 09:56:27

Podczas rozdania dyplomów
Gratuluję wszystkim, którzy zmierzyli się z wyzwaniem:)

niedziela, 23 listopada 2014

Maraton Komandosa w 4h?

Podobno jak się czegoś mocno pragnie to to się spełnia...
Już za 6 dni stanę na starcie XI MK, a póki co biega głowa. Pozytywne nastawienie jest równie ważne jak kondycja fizyczna. U mnie działa to do tego stopnia, że taktykę opracowuję w czasie snu. Ostatnio śniło mi się, że biegnę maraton. Początek był całkiem łatwy, jednak po kilku kilometrach zorientowałam się ze jestem do niego w ogóle nieprzygotowana. Gdzie mój napój izotoniczny? Czy mój plecak jest o odpowiedniej wadze? Do tego przystanek na ciastki... Gdzieś na trasie maratonu stał sobie domek (zupełnie jak chatka Baby Jagi), gdzie biegacze mięli przystanek. A w środku miła pani częstowała ciastem. Zupełnie nie na rękę było mi to ciasto, więc pomogłam je tylko zanieść na stół i pobiegłam dalej -  w głowie miałam tylko jedną myśl "dobiec do czołówki". Niestety we śnie nie biega się za szybko. Do tego na moment pogubiłam się na trasie, a kiedy odnalazłam kierunek okazało się ze jestem w połowie. Najlepszych biegaczy miałam w zasięgu wzroku - zaczynali drugie okrążenie po nawrocie na agrafce. Dystans 21km pokonałam w niecałe 2h co dodało mi siły do dalszej walki. Niestety (co było bardzo denerwujące) mimo iż deptałam rywalom po piętach nie mogłam ich wyprzedzić. Nie wiem jednak jak zakończył się ten maraton, bo w tym miejscu sen mi się urwał... ciąg dalszy nastąpi w najbliższą sobotę:) Jednak jedno jest pewne:


sobota, 22 listopada 2014

Dieta...

A zatem stało się... czas zrobić porządek z nawykami żywieniowymi. Dieta... w sumie co to takiego? Jak dla mnie nawyki żywieniowe i nic poza tym. Nie uznaje jakiś dziwnych diet typu "schudnij w 2 tygodnie", a potem patrz na efekt jojo. Dla mnie albo się je regularnie, albo nie i raz się pochłania wszystko jak leci, a następnie w "cudowny" sposób zrzuca się zbędne kilogramy "dietą cud - schudnij w miesiąc". Nigdy żadnej "cudownej" diety nie stosowałam. Ot tak czymś żywić się trzeba oczywiście w granicach rozsądku. Jak słyszałam, że ktoś czegoś nie je bo jest na diecie to mnie skręcało. Rozumiem nie jeść czegoś, bo się czegoś nie lubi, ale żeby odmawiać sobie przyjemności dla zasady to przesada. Pamiętam, że nigdy za specjalnie nie lubiłam wędliny, a w liceum objadałam się kanapkami z pasztetem i chipsami...do tego ważyłam 48kg... oczywiście nie opychałam się chipsami i innymi przekąskami przez cały dzień. Jadłam 5 razy dziennie, a ostatni posiłek był o godz. 18-19.
Z wiekiem jednak nabiera się ciałka (a myślałam, że te opowieści o zwalniającym metabolizmie to fikcja). Trening robi swoje, ale nie ma co ukrywać odpowiednia dawka kalorii, witamin, węglowodanów i innych substancji to podstawa. Z natury nie jem wędlin (jak dla mnie smakują jak trawa - ohyda), za słodyczami nigdy nie przepadałam, chipsy również mogą nie istnieć...jak kilka innych produktów. Być może dzięki temu nigdy nie miałam problemów z wagą. Zawsze uważałam, że najważniejszy jest zdrowy rozsądek - w końcu wszystko jest dla ludzi.
Niestety jestem serożercą-żółtożercą a co za tym idzie -  tłuszczyk, tłuszczyk i jeszcze raz tłuszczyk. Postanowiłam go zatem ograniczyć na rzecz innych produktów. Jednak czasy kiedy po szczypiorek i pomidorka chodziło się do ogródka już się skończyły. Dzisiaj naukowcy robią różne cuda z warzywami i nie tylko... a  "pomidor" z marketu nawet nie leżał koło pomidora. Coś jednak jeść trzeba. Ponieważ nie wystarczało mi ograniczenie "jemy do godziny 18" musiałam pomyśleć o co wzbogacić, bądź ograniczyć dietę, żeby wszystko grało jak trzeba. Niestety (albo stety) nie dla mnie cudowne diety z całym rozkładem co zjeść, o której godzinie. Po prostu postanowiłam ograniczyć "tłuste" produkty na rzecz bardziej "zdrowych". I tym sposobem moje kolacje ostatnio wyglądają tak:

lub tak:


ponieważ:


a wszytko po to żeby osiągnąć cel:

wtorek, 18 listopada 2014

A po treningu jemy ciastki, czyli przygotowania do XI Maratonu Komandosa

XI Maraton Komandosa już niebawem. A tymczasem trzeba treningować, żeby się do niego odpowiednio przygotować. Jesienno-zimowa pogoda niby nie najgorsza jak na listopad, jednak nie najlepsza dla zdrowia. Z małymi kłopotami wracam pomalutku do formy:)


a po treningu....

... jemy ciastki;)
W tym roku na liście startowej mamy 25 pań, z czego aż 4 kandydatki do zdobycia Wielkiego Lublinieckiego Szlema Biegowego. Mam nadzieję, że uda mi się ukończyć MK. Buty mam już rozchodzone, więc może nie będzie najgorzej:)

sobota, 1 listopada 2014

Przegląd prasy

Taki tam wywiad dla lokalnego biuletynu;) Aby przeczytać artykuł bez wytężania wzroku, najedź myszką na zdjęcie, kliknij prawy przycisk myszy, a następnie "pokaż obrazek". Przyjemnej lektury:)



niedziela, 26 października 2014

Facebook

Od jakiegoś czasu połączyłam blogger z FB. Zapraszam wszystkich odwiedzających do polubienia mojej strony:
https://www.facebook.com/ilewazycialo
Pozdrawiam

piątek, 17 października 2014

Motywator

Dobry motywator jest najważniejszy:)



Zdecydowanie wolę trening niż ciastki:) ewentualnie ciastki po treningu żeby uzupełnić cukier:)
Dzisiejszy trening:

Aktywność 1:09 h użytkownika oldwitch w dniu Siłownia Move #SuuntoFitness

niedziela, 5 października 2014

BONK - 18 Bieg Przełajowy o Nóż Komandosa

Małymi kroczkami zbliżam się do zdobycia Wielkiego Lublinieckiego Szlema Biegowego. Po Biegu Katorżnika przyszedł czas na BONK (Bieg o Nóż Komandosa). W tym roku na linii startu stanęło ok. 50 pań oraz ok.700 panów. Dystans do pokonania to 5km dla kobiet oraz 10km dla mężczyzn, jednak trasa nie należy do łatwych. Bieg przez las i piaszczysty podbieg w pełnym umundurowaniu i butach wojskowych daje popalić. Moim marzeniem była pierwsza dziesiątka, jednak jeszcze nie w tym roku. Już jadąc do Lublińca wiedziałam, że ten start nie będzie należał do najlepszych, ale jak się powiedziało A to trzeba powiedzieć też B. Trzeba po prostu robić swoje niezależnie od wszystkiego. 


a "siostrą" przed startem

Po raz kolejny organizm płata mi figla, ale natury się nie oszuka. Zaczynając bieg z wysokim pulsem wiem, że na trasie nie poszaleje. Jedynym sposobem jest złapanie rytmu na najwyższym pułapie i utrzymanie go do końca biegu.

gdzieś na trasie
Bieganie w pełnym umundurowaniu nie należy do łatwych. Mimo iż, 5km trasa wydawała mi się wyjątkowo krótka, to pod mundurem czułam się jak w piekarniku. Poziom ciepła osiągnął klimat tropikalny.


18 BONK był moim ósmym startem w tym roku. Zmęczenie organizmu pomału daje o sobie znać, jednak widząc rezultaty treningów nogi same chcą biegać.


to już tradycyjna cena za udział w zawodach
Na udział w tegorocznej edycji BONK udało mi się namówić Alicję. Był to jej debiut w biegu crossowym. Gratuluję samozaparcia i ukończenia biegu:)

W porównaniu z rokiem poprzednim osiągnęłam wynik o 10minut lepszy - co jest dla mnie dużym sukcesem. Z czasem 00:31:40 zajęłam 21 miejsce w kategorii OPEN kobiet.

Do zdobycia WLSB pozostał tylko XI MK - 29 listopada 2014 r.

sobota, 20 września 2014

VIII Powiatowe Zawody Sportowo-Pożarnicze

VIII Powiatowe Zawody Sportowo-Pożarnicze o Puchar Starosty Częstochowskiego już za nami. Po sierpniowych gminnych zawodach sportowo-pożarniczych, na których udało nam się wywalczyć zwycięstwo, czekały na nas zawody powiatowe. W tym roku postawiłyśmy wszystko na jedną kartę. Z przyczyn od nas niezależnych skład drużyny troszkę się zmienił, a do tego postanowiłyśmy pozamieniać się funkcjami. Decyzja ta okazała się słuszną. Mimo tylu zmian i nieuniknionych błędów zawody gminne poszły nam całkiem dobrze.
Gminne Zawody Sportowo-Pożarnicze, Osiny 2014
Drużyny, które zajęły pierwsze miejsca w gminnych zawodach, reprezentowały naszą gminę na Powiatowych Zawodach Sportowo-Pożarniczych (w tym roku) o Puchar Starosty Częstochowskiego. Z roku na rok drużyn w grupie C (seniorek) przybywa. W tym roku było zgłoszonych 11 drużyn, z czego na starcie stawiło się 9.
Jak zawsze zawody powiatowe rozpoczęły się o godzinie 9. 
20 września 2014r., godz. 5:26 przebudzenie... co tak szumi? Pociąg jedzie? Niech to będzie pociąg... cholera pada... cholera jeszcze pół godziny snu, więc po co się budzisz?...
Godz. 5:50 no dobra wstajemy, nie ma czasu na marudzenie - jajecznica, szybki make up - aj nie mam dobrze wyglądać, mam dobrze biegać, mam "nie zawalić sswanych"...
Godz. 6:35 wyjazd do OSP - trzeba zwinąć węże... (podziękowania dla Mariusza;) )
Godz.7.00 jedziemy? Jedziemy.
rozgrzewka przed zawodami
Startowałyśmy jako pierwsze. Jeszcze na pół śpiące, na mokrym torze sztafeta pożarnicza nie poszła nam najlepiej - wiele do życzenia pozostawiają nam zmiany - jednak nie najgorzej. Z czasem 73 sek zajmowałyśmy 5 miejsce.

przygotowania do sztafety pożarniczej
Ćwiczenia bojowe poszły nam dużo lepiej. Z czasem 54 sek zajęłyśmy 3 miejsce ustępując tylko drużynom z OSP Cisie i OSP Łęg (czas po 44 sek).

przygotowania przed ćwiczeniami bojowymi
Do ostatniej chwili nie byłyśmy pewne czy przewaga zdobyta na ćwiczeniach bojowych wystarczy do zajęcia 3miejsca. Jakie więc było nasze zaskoczenie kiedy okazało się, że jednak jesteśmy na podium.

Powiatowe Zawody Sportowo-Pożarnicze o Puchar Starosty Częstochowskiego
W tym miejscu chciałam podziękować wszystkim, którzy przyczynili się do naszego sukcesu -przede wszystkim Druhom z jednostki za pomoc w czasie zbiórek oraz cenne uwagi.

Dla mnie ten sukces jest wyjątkowy, bowiem (jako seniorka) ostatni raz na "pudle" na powiatach stałam dokładnie 10lat temu również na Powiatowych Zawodach Sportowo-Pożarniczych o Puchar Starosty Częstochowskiego.

niedziela, 7 września 2014

I Młodzieżowa Noc Strażacka

No dobra obiecałam relację, więc chyba czas nadrobić zaległości:) W nocy z 25 na 26 lipca odbyła się I Młodzieżowa Noc Strażacka, podczas której młodzież z MDP mogła zapoznać się z funkcjonowaniem naszej jednostki oraz uczestniczyć w ćwiczeniach praktycznych. Atrakcją dla młodzieży była możliwość uczestnictwa w pozorowanej akcji gaśniczej oraz zajęcia z pierwszej pomocy. Dla najmłodszych uczestników I Młodzieżowej Nocy Strażackiej największą frajdą była sama możliwość nocowania w remizie. Dziękuję Druhnom, Druhom oraz wszystkim, którzy zaangażowali się w realizację przedsięwzięcia - bez Was I Młodzieżowa Noc Strażacka nie mogłaby dojść do skutku.


Na początku młodzież zapoznała się z wyposażeniem pojazdów pożarniczych, zasadami prowadzenia akcji gaśniczej oraz sposobem rozwijania linii gaśniczej. Po ćwiczeniach praktycznych oraz kolacji uczestnicy obejrzeli film instruktażowy z pierwszej pomocy. Uzupełnieniem filmu były zajęcia praktyczne z wykorzystaniem fantomu oraz sztucznych ran.


Największą atrakcją były nocne ćwiczenia bojowe, podczas których młodzież na własnej skórze mogła doświadczyć co oznacza być strażakiem ochotnikiem. Po ogłoszeniu alarmu dowódca MDP zebrał zastęp oraz odebrał zgłoszenie z PSK. Następnie młodzi strażacy udali się alarmowo na miejsce zdarzenia, gdzie przeprowadzili akcję gaśniczą.



Zakończeniem I Młodzieżowej Nocy Strażackiej był questing, podczas którego uczestnicy przy pomocy starszych koleżanek i kolegów rozwiązywali zadania związane z OSP.


sobota, 23 sierpnia 2014

Chrzest bojowy - IV Pogrom Wichra

Pół roku temu zapisując się najpierw na Bieg Katorżnika, a następnie na IV Pogrom Wichra zupełnie nie wiedziałam na co się piszę - co prawda wiedziałam czym "pachnie" Katorżnik, jednak biegi błotne tydzień po tygodniu to już inne wyzwanie.
Po zeszłotygodniowym Katorżniku nogi odrobinkę doszły do siebie, jednak nie na tyle żeby Pogrom Wichra przebiec bez konsekwencji...
Tydzień był dość intensywny - treningi na siłowni, przygotowania do zawodów sportowo-pożarniczych i mało snu nie pozwało dostatecznie wypocząć po Katorżniku. Do tego naciągnięty mięsień czworogłowy uda... W tym miejscu dziękuję Wojtkowi za postawienie mnie na nogi:)
Pomijając to wszystko stanęłam na linii startu z nastawieniem: "ważne by ukończyć bieg i pokonać własne słabości".

tym razem w odsłonie "drużyna Muminka"
W porównaniu z Biegiem Katorżnika, w Pogromie Wichra wzięło udział ok. 30 kobiet. Pierwsza przeszkoda (opony) to pikuś w porównaniu z tym co było potem. Błoto, brudna woda to już standard w biegach błotnych. Zaskoczeniem dla mnie była natomiast "pajęczyna" (w zasadzie duża sieć zrobiona z lin, zwieszona między drzewami), którą trzeba było pokonać górą. Wymagało to użycia sporo siły, ale dałam radę:) Atrakcją Pogromu Wichra był również 4kilogramowy "cukierek wichra", który trzeba było przenieść w ręce od startu do mety - przeniesienie nieuszkodzonego cukierka było warunkiem ukończenia biegu i otrzymania pamiątkowej pogromki. Brak cukierka lub jego modyfikacje groziły dyskwalifikacją. 

po przekroczeniu linii mety
Inne atrakcje na trasie to m.in. zasieki z drutu kolczastego, 50metrowa rura, rzeka oraz wiele innych przeszkód naturalnych i sztucznych.

z pozdrowieniami dla Druhen i Druhów z jednostki
Dystans ok 7km udało mi się pokonać w czasie 02:07:04 co dało mi 8 miejsce wśród pań. W całym biegu najgorsze okazały się skurcze łydek, na szczęście udało mi się zagryźć zęby i pokonać własne słabości.
Jutro kolejne zawody. Trzymajcie kciuki. Mam nadzieję, że po dzisiejszym biegu będę w stanie jutro chodzić.

niedziela, 17 sierpnia 2014

Trochę się działo, X Bieg Katorżnika

Trochę się "zapuściłam", ale już wracam do pisania:) od ostatniego wpisu troszeczkę się działo - I Młodzieżowa Noc Strażacka (relacja z mocnym poślizgiem, ale się pojawi), przygotowania do zawodów sportowo-pożarniczych, przygotowania do Biegu Katorżnika, treningi na siłowni:) i jak zwykle "brak czasu" - oto w wielkim skrócie ostatni miesiąc:)
X Bieg Katorżnika już za mną - tym razem chodzić mogę, chociaż moje piękne nóżki nie są już takie piękne;P po zeszłorocznym starcie wiedziałam czego się mogę spodziewać na trasie, ale i tak był dreszczyk emocji, tym bardziej ze w tym roku na liście startowej znalazły się 182 kobiety. Pogoda raczej nie dopisywała. W drodze do Lublińca padało i ogólnie jak na sierpień nie było zbyt ciepło. Na szczęście opady były tylko przelotne, a czasami nawet pokazało się słonko. Szkoda, że tylko czasami, ale przecież zawsze mogło być gorzej;)
Punktualnie o 12 rozpoczął się bieg kobiet. Start jak zawsze zaczął się kąpielą w jeziorze. W tym roku woda była dość wysoka, więc musiałyśmy sobie wzajemnie pomagać. Na szczęście trasa przez jezioro nie była zbyt długa. W porównaniu z poprzednią edycją w tym roku było więcej biegania w lesie i nieco mniej wciągającego błota.

pakiet startowy
Kondycja dużo lepsza niż w poprzednim roku, jednak konkurencja była większa. 10kilometrowy błotny dystans udało mi się pokonać w 02:37:33 co dało mi 57miejsce. Bieg Katorżnika nie należy do łatwych - błoto, rowy melioracyjne i wszechobecne konary to jeden przeciwnik; własna kondycja to drugi, a pozostali zawodnicy to trzeci. Nie łatwo wyprzedza się na trasie zwłaszcza na wąskich odcinkach.

na trasie
Woda z rowach była zimna i nieco bardziej zimna;) po wyjściu na "suchy ląd" nogi miałam zupełnie jak Pinokio - jakoś dziwnie nie bardzo chciały się zginać, ale ważne, że niosły mnie do przodu. W połowie biegu odrobinkę się rozpadało. Na szczęście były to tylko przelotne opady.

Nie wiem jak inne zawodniczki, ale ja nie mam oporów przed wejściem w błotko. W porównaniu z innymi "normalnymi" biegami, Bieg Katorżnika daje mi dużo frajdy. Nie myślę o tym, jak jest daleko do mety, kto jest przede mną, a kto za mną, ani o tym czy mam jeszcze siłę biegnąć - po prostu idę twardo przed siebie. Myślę o tym jakie będzie kolejne wyzwanie, jaka przeszkoda do pokonania i czy uda mi się ją pokonać w miarę szybko. Podczas biegów ulicznych mam zupełnie inne myśli. Sam bieg również dostarcza mi frajdy, jednak konkurencja jest bardziej widoczna.

zmęczone nogi Kator(Księ)żniczki;)
Wyniki końcowe: miejsce: 57/148, czas: 02:37:33. Podziękowania i pozdrowienia dla koleżanki Ani z zachodnio-pomorskiego (?) za pomoc przy pomoście:)

Kolejny bieg już za tydzień 23 sierpnia 2014 r. w Oleśnicy. Następnie zawody sportowo-pożarnicze 24 sierpnia 2014 r. w Osinach.

niedziela, 20 lipca 2014

Piekielna IX Dobrodzieńska Dycha

IX Dobrodzieńska Dycha chyba powinna zmienić nazwę na Piekielną Dychę i wcale nie chodzi o trudność trasy, a warunki pogodowe - w takich ekstremalnych warunkach jeszcze nie biegałam. Godzina 7:30 pobudka, śniadanie, pakowanie i godzinę później byliśmy już w drodze. Tym razem startowaliśmy w trójkę - mój brat, Alicja i ja. Odbiór pakietów startowych, krótka rozgrzewka i startujemy. Nikt z nas nie startował wcześniej w tym biegu i nie zapoznał się wcześniej z trasą, jednak stwierdziliśmy ze nie powinno być źle. W końcu to bieg uliczny, tylko 10km, więc teoretycznie powinno być w miarę lekko. Jednak nie było. Nie mam pojęcia ile stopni pokazywał termometr, ale człowiek się smażył jak kiełbaska na grillu.

nasza trójka przed startem
Ja jak to ja...  "kryzys" mam zawsze na początku nawet jeśli dobrze się rozgrzeje (chyba powinnam zmienić taktykę....). Maszyna rusza dopiero ok 5km. Kłucie w boku zmusiło mnie do marszu, ale na szczęście szybko mi przeszło. Pierwszy punkt z wodą (3km) i kurtyna wodna rozstawiona przez strażaków były jak zbawienie. Niestety żar z nieba powodował, że już na kolejnym kilometrze marzyłam o wskoczeniu do basenu z zimną wodą. Na szczęście wizja kolejnego punktu wodnego motywowała do dalszego biegu. Znajdował się on jednak na szczycie długiego podbiegu...
Podziwiam ludzi, którzy w taką pogodę są w stanie biec na maksimum własnych możliwości. Podziwiam "czołówkę" - wiem, że są to ludzie, którzy biegają nie od wczoraj, ale dają organizmowi mocno popalić.

tego chyba nie trzeba komentować
Po nawrotce na 6km było już z górki (w przenośni i dosłownie). Ostatni punkt z wodą na 8km i już tylko dwa kilometry do mety.... długie dwa kilometry...o czym myślę w takich momentach? O tym, że Justyna pokonuje morderczy podbieg na trasie zjazdowej Olimpia, więc ja dam radę dobiec do mety. Tym razem postanowiłam spróbować innej techniki biegania co pozwoliło mi zebrać sił i na ostatnich kilometrach troszeczkę przyspieszyć. Wyprzedzanie innych nie miało większego znaczenia - i tak biegłam już tylko po pietruszkę, ale chodziło o pokonanie własnych słabości, wykrzesanie sił i pobiegnięcie na miarę swoich możliwości.

"żeby wyglądać jak kociak, musisz się najpierw spocić jak świnia" ;)
Przebiegnięcie IX Dobrodzieńskiej Dychy zajęło mi 00:57:33 czyli o 4min i 10sekund gorzej niż Bieg Częstochowski, jednak jak na piekielne warunki pogodowe i tak jestem zadowolona z rezultatu. Wyniki: kategoria OPEN - 549/675, KOBIETY - 64/112, kategoria wiekowa K20 - 19/36.

z Alicją - odpoczynek po biegu
Gratki dla Alicji, która po raz kolejny dała się namówić na udział w zawodach:) 
Gratisem była biegowa opalenizna, która chyba będzie schodzić....

Przygotowania do Katorżnika... a tymczasem....

Wyczekiwany, obiecany w końcu dotarł - pamiątkowy medal z I Półmaratonu Porajskiego:) wisi już na mojej małej "ścianie zwycięstwa".


A zatem kolejny motywator do dalszej walki:) przede mną X Bieg Katorżnika, ale zanim stanę na linii startu małe wspomnienia ubiegłorocznej edycji:

środa, 9 lipca 2014

Fire Truck Show 2014

Fire Truck Show, czyli Zlot Pojazdów Pożarniczych w Główczycach już za nami. Już po raz szósty odbyła się ta zrzeszająca strażaków z całej Polski impreza. W tegorocznej edycji brało udział ok. 60 pojazdów pożarniczych, zarówno starych, jak i nowych.


Po uroczystej Mszy św. wszystkie wozy strażackie przejechały przez ulicę Główczych w korowodzie. Organizatorzy zapewnili świetną zabawę - konkursy, poczęstunek, zabawę taneczną. A ponieważ pogoda dopisała uczestnicy zlotu postanowili troszkę się ochłodzić. Niewinna zabawa przerodziła się w prawdziwą wojnę wodną.

Można też było ugasić pragnienie środkiem gaśniczym;)


Atrakcją zlotu była również Dziecięca Drużyna Pożarnicza z Wieruszowa. Pomysł genialny. Dzieciaczki od małego uczą się właściwego zachowania w czasie zagrożenia oraz poznają tajniki zawodu strażaka.